Witam wszystkich, którzy są ze mną, wszystkich którzy po cichutku zaglądają i wszystkich, którzy przyjdą tylko raz i nigdy nie wrócą. Cieszę się, że jesteście :)

Obserwują:

piątek, 29 sierpnia 2014

Pokrowce w słoneczniki

Witajcie,
bardzo, bardzo wszystkim Wam dziękuję, za tak liczne komentarze, które mi zostawiacie. Są tak bardzo mobilizujące, że igła w maszynie rozgrzała mi się do czerwoności :) Dostałam powera maszynowego i przypomniałam sobie, jak bardzo kiedyś lubiłam szyć. Na maszynie szyję dzięki moim dziadkom, od których dostałam ją na moje 15 urodziny. Z pełną instrukcją obsługi i z nadziejami, że wnuczka krawcową zostanie :))) Kochana babcia i kochany dziadziuś :)))
Krawcową nie zostałam, moje plany zawodowe były już w tamtym czasie zupełnie inne. Jednak super Łucznik, z wieloma funkcjami szycia ( w tamtych latach była to najnowocześniejsza maszyna) zmobilizował mnie do zainteresowania się szyciem.
Mijały lata, a ja coraz mniej sięgałam po maszynę, jednak niedawno postanowiłam ja odkurzyć. Inspiracją do szycia tym razem były moje koty. Kocham te futrzaste indywidualności, ale chcę też mieć w domu w miarę przytulnie, bez wybebeszonych na lewo obić kanap i wersalek. I tak się to znów zaczęło.
Po ostatnim uszyciu obrusa z zasłony i nowych pokryć na krzesełka, stwierdziłam, że skoro już mam maszynę w ruchu i na wierzchu, to zabiorę się za leżak w słoneczniki. Stara pianka już była tak cieniutka, że sprężyny wbijały mi się w plecy i w doopkę. Pokrycie też już dosyć sprane, nie wyglądało efektownie.  Z nowej gąbki grubości 3 cm zrobiłam nowy materac. Pokrowiec jest ściągany, uszyty z kieszenią na zagłówek, zapobiegającą zsuwaniu się materaca w dół.
Stary materac


Mąż przyjechał do domu i stwierdził, że niepotrzebnie kupowałam nowy leżak :))))
Z pozostałego kawałka materiału i z reszty gąbki uszyłam też poduszki na drewniane, składane krzesełka. Mój taras jest niezadaszony, dlatego wszystkie meble są składane, aby mogły być na zimę chowane do domu. Krzesełka przed wiosną będę jeszcze odnawiać. 
Na tym etapie szycie zakończyłam :)
Jestem bardzo zadowolona z mojej nauki dziergania rękawiczek pięciopalczstych. Moje pierwsze rękawiczki, wyglądają jak rękawiczki :)  Efekty pokażę jak zrobione dojadą do zamawiającej :)

Życzę Wam słonecznego i radosnego weekendu :)

wtorek, 26 sierpnia 2014

Realizacja planów

Witam bardzo serdecznie nową obserwatorkę Ulę, ciesze się, że do mnie zajrzałaś, zapraszam do pozostania :)

W temacie planów nieco drgnęło. Sprzyjała mi w tym pogoda i urlop, który mam w tym tygodniu. Wczoraj podziałałam intensywnie w ogrodzie, ale jeszcze nie czas na przesadzanie. Jeszcze floksy zaczynają puszczać nowe pąki, powtórnie kwitnie lawenda i przetaczniki. Dziś leje od rana i jest zimno. Wobec tego usiadłam do maszyny z zamiarem pokrycia krzesełek leżakowych nową tkaniną.

Szkielet krzesełek pokryłam pomarańczowa Codurą. Szyłam nićmi Tytan40. Krzesełka nie są cudownie piękne, ale szkoda było mi wyrzucać całkiem dobrych szkieletów aluminiowych. zawsze gdzieś się przydadzą w ogrodzie. Po uzyskaniu nowego ubranka prezentują sie tak

A widzicie co leży na stoliku? Tak, taca. Dziś popołudniu wyschła ostatnia warstwa lakieru, chyba czternasta. Po waszych komentarzach z poprzedniego posta, wpadłam na pomysł, żeby środkowy motyw wykończyć kawowo. Jako, że w cieniowaniach nie czuje się dobrze wymyśliłam sobie kawowy pyłek. Na prawdę, kropeczki są z mielonej bardzo drobno kawy. Wokół środkowego motywu posmarowałam tacę klejem, na to przez drobne sitko pospałam zmielona kawę, całość po kilkunastu minutach polakierowałam lakierem w sprayu. Następnie po wyschnięciu, zwykłe lakierownia i matowienia. Złote myśli kawowe wykonane są metodą transferu. Wykorzystałam do nich medium do transferu Cadense i kserokopii w lustrzanym odbiciu.





Po za planem uszyłam tez obrus na ławę. Jak wiecie mam koty w domu. Kotki uwielbiają wyskakiwać na meble, czasem im się zdarza startować z ławy lub na niej wyhamowywać swoje kocie gonitwy. Efektem są wiecznie spadające na podłogę serwety. Dlatego, skoro miałam już wyciągnięta maszynę do szycia więc ze starej bawełnianej, grubej zasłony uszyłam obrus. Rogi zawiązałam bawełnianą koronką, żeby się nie zsuwał na podłogę.

Wieczorami dziergam rękawiczki. I tak leci sobie powolutku :)
Miłego wieczoru Wam życzę :)



piątek, 22 sierpnia 2014

Plany na najbliższą przyszłość

Witam serdecznie moich nowych gości wśród obserwatorów: Dorotę ( nie wiem gdzie mogę Cię znaleźć), Honoratę, Ewelę i zapraszam do pozostania :)

Wczoraj zastanawiałam się co by tu zrobić następnego na szydełku i... hola, hola, nie tak szybko. Najpierw muszę skończyć tacę decu. Zaczęłam ja robić z moją córką i po pierwszym malowaniu lakierem, córcia doszła do wniosku, że to gupio zrobiłyśmy, bo źle nakleiłyśmy główny motyw. Taki odcięty równo, a nie potargany, nie wtopiony w tło. No cóż, zdzierać nie planuję, bo raczej nie dam rady, muszę zrobić coś, żeby jakoś było.Wszelkie sugestie mile widziane :)



Druga sprawa to motki leżące w szafce i powoli zajmujące coraz więcej miejsca. Mają być dwa obrusy szydełkowe. Jeden okrągły i jeden podłużny z motywów.



Na skończenie czeka obrus, do którego jakoś straciłam zapał i męczę go od czasu do czasu. Dlaczego mi nie po drodze z tym "dziergaczem", nie wiem. Jest czerwony, jest w kwiatowe motywy więc niby wszystko co lubię, a jednak... Może mi ktoś wytłumaczyć co dokładnie znaczy nazwa UFOk? Jakiś to skrót niewątpliwie chytry ;)
Kolejna sprawa, włóczka, którą kupiłam na blogu Magdaleny. Cudownie miękka i cudownie łososiowa. Przeznaczona na semele, w której się zakochałam po oglądaniu tej chusty u Eli. Semele Eli są tak cudowne, że chyba nie można obok nich przejść obojętnie :) A włóczka od Madzi, nie dość, że w bardzo atrakcyjnej cenie, to jeszcze błyskawicznie dostarczona.



Jeszcze chciałabym zabrać się za twórczość wiklinowo-papieniczą i uwikłać kosz do mojej kuchni. Kosz ma być duży, rurek mam mało, ale za to gazet całe sterty.
O rety, przecież jeszcze czekają na swoje lepsze czasy dwa krzesełka składane, obdarte ze skóry, bo pokrycie pękło ze starości. Bo to oczywiste, że ze starości, a nie z nadmiaru kilogramów, które musiały udźwignąć :) Zresztą stare pokrycia były już brzydkie jak noc listopadowa, teraz będą pomarańczowe. Natomiast leżak rozkładany będzie miał nowy materac w słoneczniki :)



Plany, plany, plany... im jestem starsza tym bardziej się ich boję...

EDIT 23 sierpnia.
Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze dotychczasowe :)
Ja to jestem jakiś faktycznie UFOk. Przecież wiem co mam robić jako pierwsze, tylko cholesterol mi czasem w myśleniu przeszkadza :).
Wymianka z Lucynką :) Przynajmniej nie muszę się już zastanawiać, za co się zabrać :)))))))))))))


A teraz lecę grabić trawnik. Goście, goście, goście tralalala :)

czwartek, 14 sierpnia 2014

Pudełko na skarby

Witam serdecznie na blogu wśród obserwatorów Ilonę,ciesze się, że wreszcie się spotkałyśmy, bo do tej pory mijałyśmy się na różnych blogach.

Dziś opowiem Wam dlaczego zrobiłam pudełko skarbów.
Mój mąż zbiera różnego rodzaju gadżety związane z marką Alfa Romeo. Wie wszystko o historii fabryki i o zmieniającym swój wygląd logo, o sportowych modelach i latach w których poszczególne były wypuszczane na rynek.
Niedawno małżonek mój  przekopał cały dom w poszukiwaniu koperty.
- Nie widziałaś Ewuniu tutaj koperty?
- Jakiej?
- Białej.
O, to ważna informacja, zdecydowanie pomocna w szukaniu.
- W środku była tekturka.
Tylko ja nie zaglądam do kopert zaadresowanych nie do mnie.
W końcu, jest! Na biurku! Hura. Mąż dumnie podszedł do mnie, trzymając w rękach zwykłą białą kopertę, jakby to była najdelikatniejsza porcelana i wyciągnął na dłoń burą tekturkę. Z tekturki wysunął naklejkę przedstawiającą czterolistną koniczynkę.
- Listek- stwierdziłam
- Koniczynka
- A po co Ci to?
- No to do alfy.
- Żartujesz? Jeździć alfą z zielonym liściem na szybie??????
Mina załamania na twarzy mojego eMa, powiedziała mi, że chyba coś ze mną nie tak.
- To nie jest zielony liść, to koniczynka, zielona, czterolistna. To znaczek firmowy.
- A wygląda jak zielony listek...- musiałam zachować twarz :)
Ręce Mu opadły i wszystko inne chyba też :)
Ponieważ wiele gadżetów alfiarskich pląta się po domu, postanowiłam zrobić mojemu kochanemu pudełko. Żeby wszystko miał w jednym miejscu i mógł sobie oglądać i szperać w tych skarbach bez straty i obawy, że coś było, a nie ma.
Na początku wcale nie wiedziałam jak się do tego zabrać. Po rozmowie z Bożenką miałam już jasność. Bożenka naprowadziła mnie na transfer. Nigdy nie transferowałam, ale otrzymałam wsparcie i spróbowałam swoich sił. Najpierw miało być medium do transferów, jednak odbitki wychodziły bardzo "zdjęciowo". Przeszukałam wiele blogów i natrafiłam na transfer wykonywany środkiem do rozruchu silników. Jest to autorski pomysł Isztar i wykorzystałam go w swojej pracy.
A teraz w końcu zdjęcia Pudełka Skarbów :)



Jeszcze raz dziękuję Bożenko, za dobre rady i pomoc :)




środa, 13 sierpnia 2014

Ponad dwa tysiące pikotków :)

Witam serdecznie moje nowe obserwatorki: Kasię z Niesamowitego Kuferka, Joasię/aisha i Kasię z Artystycznej Dziupli, Olimpię, Małgosię i Klarę Papierową, cieszy mnie niezmiernie Wasza obecność, będę szczęśliwa jeśli pozostaniecie na dłużej

A teraz kilka słów o lecie.
Uwielbiam lato gorące i słoneczne. Pachnące dojrzewającymi owocami, kwitnącymi na łąkach ziołami, suszoną trawą po sianokosach. 
Uwielbiam słuchać w gorące dni strzelających przed żniwami, dojrzałych kłosów pszenicy, świerszczy grających swoje miłosne koncerty, szemrzącego deszczu, dającego spragnionym roślinom pitną ucztę.  
Takie lato mamy w tym roku. Gorące, słoneczne, ale też wilgotne. Nie zawsze chce mi się w ten upalny czas coś robić w ogrodzie, jeśli już, to w cienistych zakątkach, gdzie upał tak bardzo nie osłabia. Jednak miałam sporo wolnego czasu na siedzenie z szydełkiem. Do kompletu letnich dni skończyłam sobie obrus. Żółty jak słoneczniki. 


Nigdy nie lubiłam robić pikotków. Starałam się wyrabiać wzory, żeby ominąć te koszmarne dla mnie bąbelki. Na swój obrus wybrałam sobie wzór, który pikotków miał dużo. Pomyślałam, że czas wreszcie stawić im czoła zwłaszcza, że bez nich nie byłby już taki jaki ma być. Dodają mu uroku. I są. Wszystkich pikotków w obrusie jest 2690, a ja nie mam już z nimi problemów :)

 
Zużyłam  378g kordonka Kaja, co daje długość 2520 metrów nitki i 12 i trochę motków.
Średnica obrusa to 140cm (przed naciągnięciem)
Naciągać będę go w piątek, ponieważ potrzebne mi jest duże łóżko, a w piątek mamy wolne, więc spokojnie będzie się formował.

Wzór pochodzi z gazetki Sabrina Robótki Extra zeszyt nr 3/2011
Opis mówi, że obrus ma ok. 85 cm średnicy z kordonka 400m/50g, szydełkiem 1.0-1.25.
Moja wersja zrobiona jest szydełkiem 1.25, kordonkiem 660m/100g (motek 30g/200m). Jak widać wyszedł dużo większy. 
Tym właśnie postem odganiam sierpniową czerń z poprzedniego wpisu i cieszę się drugą połową ciepłego, słonecznego lata :)
I Wam również życzę ciepła bez upałów.

środa, 6 sierpnia 2014

Czarny sierpień u Danusi

Witajcie :)

Na początku witam miłych nowych gości wśród obserwatorów: MargueritęKamilę i Agatę. Cieszę się z Waszej obecności i mam nadzieję, że zostaniecie na dłużej. Do Agaty, nie mam namiarów, dlatego imię nie maj odnośnika :)

Jak pewnie wiele z Was wie, Danusia na swoim blogu http://danutka38.blogspot.com/2014/07/cykliczne-kolorki-u-danutki-sierpien.html ogłosiła zabawę w kolory. Lipiec ze swoim cudownie różowym kolorem wpasował się w mój obrus idealnie. Sierpień, nadal słoneczny, ciepły i letni kojarzy mi się z barwami soczystymi. Powiem szczerze, że liczyłam na kolory soczyste i słodkie jak dojrzewające w sadzie śliwki, brzoskwinie, pachnące maliny. A tu co? Nico! Danusia na przekór cudownemu latu ogłosiła czerń jako kolor przewodni. Odpadłam na początku. Nie zrobię nic czarnego. Nie lubię otaczać się tym kolorem. Mam co prawda kilka czarnych ubrań, ale zawsze do nich zawijam się w energetyczne kolory. Mam czarną czapę zimową, a'la Oleńka Bilewiczówna, jednak już wkoło szyi owijam czerwony szal lub czerwone obszerne ponczo. Ozdób w domu w czarnym kolorze nie mam wcale. Na ścianie w salonie wiszą trzy obrazy w czarnych, prostych ramach i tylko dlatego ramy są czarne, bo czarne jest obramowanie telewizora. Za to obrazy są bardzo kolorowe :) U mnie czarny kolor nie króluje i chyba nigdy królować nie będzie. Nie przepadam i już!
Jak już napisałam, że odpadam, mój wzrok padł na zrobione przeze mnie kolczyki decu. Dla mojej córci :) Wybrała sobie ten motyw właśnie i wierząc w moje decoupagowe siły powierzyła mi ich zrobienie. Tak więc są i czekają na właścicielkę. A ja mogę je zaprezentować razem z banerkiem czarno białym:
Dobra Danutko, masz, niech Ci będzie, choć wcale a wcale ten pomysł mi się nie spodobał ;) A do Was moi Mili mam prośbę o konstruktywna krytykę, bo w decoupage'u nadal raczkuję, a może coś trzeba by w nich poprawić :)

Nooooo, może nie są całkiem czarno-białe, ale w końcu zebra też nie ma śnieżno białych pasków, zwłaszcza, jak poleży w kurzu na sawannie ;)

Życzę Wam miłego dnia.

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Niebieskie lato.

Witajcie :)
Bardzo Wam wszystkim dziękuję za komentarze pod ostatnim postem.  Wynika z nich, że wiele osób za pająkami nie przepada. Póki co, nie będę Was stresować podobnymi zdjęciami.
Dziś witam na blogu Asię Nosal, cieszę się Asiu, z Twojej obecności i zapraszam do zostania na dłużej :)

Na blogu Krysi  http://klubkotajasna8.blogspot.com/2014/08/kolorowe-lato-niebieski.html nadal trwa zabawa w kolorowe lato. Tym razem króluje kolor niebieski. Choć jest kolorem raczej zimnym, nie brakuje go wcale w letniej aurze.
Moja propozycja zdjęciowa niebieskości, to kwiat ogórecznika w kroplach deszczu, na ochłodę tych upalnych dni :)

Ogórecznik jest rośliną jednoroczną, ale kto raz wysieje go w swoim ogrodzie, będzie miał go już zawsze. Ale nie jest uciążliwy. Łatwo go wyrwać, nie zapuszcza głębokich korzeni. Dodaje uroku bylinowym rabatom. U mnie rośnie razem z liatrą i różowymi floksami. Kwitnie od późnej wiosny, do końca lata.
Jest rośliną przyprawową, leczniczą, miododajną i ozdobną.
W ogródku mam ogóreczniki dzięki mojej koleżance z pracy, która jest zielono zakręcona. Dzięki Ewciu :)
 
Życzę Wam udanego tygodnia :)

sobota, 2 sierpnia 2014

Ogród w sieci


Witam bardzo serdecznie nowe obserwatorki mojego bloga: Beatę ( nie mam do Ciebie namiarów, nie wiem gdzie mogę Cię znaleźć) oraz Anię. Rozgoście się proszę :)

Poranna kawa na tarasie jest miłym początkiem dnia. Wkoło cisza i spokój. Ptaki urządzają swoje harce wśród gałęzi drzew. Słychać głośne trzepotanie ich malutkich skrzydełek i wesołe trele. Grube krople rosy błyszczą w słońcu. Pracowite pszczoły muszą walczyć z kroplistymi diamentami, żeby nie zmoczyć cieniutkich jak błonka skrzydeł. A pająki spowiły ogród w sieć.

Misterne koła, budki, tunele i hamaczki uplecione przez malutkie stworzenia. Pajęcza nić przędna jest dwukrotnie mocniejsza od stali o tym samym przekroju. Charakteryzuje się największa wytrzymałością mechaniczną pośród wszystkich włókien naturalnych.






 Walka złapanej w sieć istoty jest skazana na porażkę. Na próżno szamotanie, efekt jest wręcz odwrotny. Kilka sekund i malutki owad zmienia się w zdobycz.
 Te długonogie stworki mają w sobie jeszcze coś. Choć są tysiące razy lżejsze i mniejsze od homo sapiens, niejednego osobnika tego gatunku przyprawiają o paraliżujący strach.
Pająk kwietnik

Ogród bez sieci? Niemożliwe :)

Życzę Wam spokojnego weekendu :)